Oleska Gazeta Powiatowa. Miesięcznik społeczno-kulturalny.

OLESKA GAZETA POWIATOWA
węgorz Zwierzęta na ziemi oleskiej (36)
Odyseusz z głębin Atlantyku

To, że jest smaczny, tłusty i najdroższy z ryb, wie każdy, lecz mało kto wie, skąd wziął się w oleskich wodach. Węgorz europejski - ongiś tajemniczy jak żadna inna ryba.
       1.
       Jego łacińska nazwa (Anguilla anguilla) znaczy "mały wąż" i sugeruje wodnego węża i gada. Węgorza określa się jako rybę tysiąca tajemnic i Odyseusza z Atlantydy - to ze względu na jego wędrówki. Długo nie wiedziano, jak to z nim jest: miał się rodzić z mułu i ścierwa, miał być żyworodny lub krzyżować się z wężami, znosić jaja. A także wychodzić na ląd, aby zjadać groch i wysysać krowom mleko. Zaledwie od 1922 r. wiemy, że życie jego zaczyna się i kończy w mrocznych głębinach Morza Sargassowego w rejonie sławnego Trójkąta Bermudzkiego i mitycznej Atlantydy.
       Ciało węgorza jest wężowato wydłużone, smukłe i silnie umięśnione. Pływa ruchem wężowym, wykonując ruchy faliste całego ciała. Atakuje ofiary jak wąż. Potrafi poruszać się do tyłu i wślizgiwać we wszelkie szczeliny, a także owijać się wokół roślin i gałęzi. Potrafi wędrować nocami po lądzie i uciekać ze zbiorników bezodpływowych - stąd opowieści o grochu, w którym czasem ukrywa się za dnia, by nocą wędrować ku najbliższej wodzie. Wodę wyczuwa z 7 km, zaś krew w wodzie w stężeniu jak 1 do 100 mln. Jest bardzo wytrzymały na głodówkę (rekord 481 dni); najdoskonalszy wędrowiec długodystansowy wśród ryb.
       Jego krew jest trująca i zawiera jad zbliżony do jadu węży (pamiętajmy więc, aby unikać kontaktów z jego krwią; truciznę neutralizuje temperatura pow. 58 °C. Węgorz oczywiście ni jest wężem, lecz rybą o nocnym trybie życia, drapieżną, wędrowną, dwuśrodowiskową. Ciągnie gromadnie z wód słodkich Europy do Morza Saragassowego, pokonując 6-7 tys. km, a wędrówka ta trwa 180-250 dni. Tam składa ikrę na głębokości 1000 m i ginie. Wylęgłe larwy przez 9 miesięcy dryfują wraz z Prądem Zatokowym (Golfsztromem) ku wybrzeżom Europy i tam przekształcają się w maleńkie węgorzyki zwane narybkiem szklistym. Gromadnie wstępują do rzek i jezior Europy, rosną tam i żerują, pozostając w wodach słodkich 4-10 lat, wyjątkowo 20. Żywią się fauną denną, skorupiakami, małymi rybami i płazami. Samce dorastają do 50 cm, samice do 150 cm i 6-8 kg. Najbardziej cenione w węgorzu jest jego mięso - delikatne i doskonałe w smaku, zawiera do 31 % tłuszczu i cenne białka, co sprawia, że węgorz jest najcenniejszą rybą użytkową.
       2.
      węgorz Który to raz czaję się przy wędkach wsłuchany w głosy nocy letniej, czekając na dźwięk dzwonka, żywy znak, że tam w mrocznej toni jeziora ryba wąż złakomiła się na przynętę. Węgorze łowione w ciepłe, parne, lipcowe noce to nie to, co dzienne łowy, są wyzwaniem, któremu nie oprze się żaden wędkarz. Myślami przywołuję moje zasiadki węgorzowe i przygody z nimi związane. Już gdy byłem dzieckiem, zajmowały mnie maleńkie węgorzyki ciągnące wielkimi ławicami wzdłuż brzegów Bałtyku. To już historia i dzisiaj nie ma ich w zanieczyszczonym morzu, a te, które spotkać możemy, są sprowadzane samolotami z Francji.
       Pierwszego węgorza złowiłem w Bałtyku, będąc ratownikiem w Międzyzdrojach, tam też poznałem rybaków i ich metody połowowe. Wraz z nimi wypływałem kutrem, pomagając stawiać żaki i sznury. Węgorze łowiłem przez lata w wielu jeziorach, kanałach i rzekach Pomorza Zachodniego, Warmii i Mazur, Ziemi Lubuskiej i oczywiście Śląska Opolskiego. Kiedy mieszkałem w Kołobrzegu, łowiłem je w Parsęcie i w jeziorze Resko; były to węgorze srebrzyste ciągnące na tarło.
       Wspominam węgorza, który uciekł z wiadra i schował się pod łóżkiem; gdy go znalazłem po 7 dniach żył, bo oddychał powietrzem. Gdy nocą wchodziłem rozebrany do jeziora Tarnów po węgorza, którzy zaklinował się w roślinach, usłyszałem z brzegu wołanie: Panie wracajcie, nie topcie się, szkoda życia! To wczasowicz wziął mnie za niedoszłego samobójcę. W tym samym jeziorze równo o północy wyłoniła się z wpdy czarna głowa z rogami i świecącymi oczami, a ja z przerażenia spadłem z pomostu. rzekomym diabłem okazał się płetwonurek polujacy z kuszą na węgorze.
      węgorz 3.
       Widziałem wiele złowionych węgorzy i sam złowiłem wiele. Największego ujrzałem w Krynicy Morskiej, ważył ponad 8 kg, a jego wiek oceniano na 22 lata; złowili go rybacy na Zalewie Wiślanym. Podobnie wielkiego węgorza złowił w jeziorze Resko znajomy rybak z Dźwirzyna w 1979 r. Ogromnego węgorza, grubego jak ramię atlety, ujrzałem unoszonego falami na Turawie; był martwy jak setki innych węgorzy, sandaczy, okoni, które padły latem 1989 r.
       Wędkarski rekord Polski to 6,20 kg i 119 cm, złowiony w Wiśle w roku 1986. Mój największy węgorz, którego złowiłem na świeżo zabitego okonka w lipcową noc w jeziorze Strzeszynek koło Poznania, ważył 3,45 kg. Na węgorza stosuje od lat wyłącznie zabite, jeszcze krwawiące przynęty. Nigdy nie zdarzyło się, aby węgorz sięgnął po nieświeżą rybę, raka lub żabę, więc opowieści o węgorzach zerujących na topielcach odłóżmy miedzy bajki.
       Przypadek sprawił, ze zainteresowałem się węgorzami z rzeczek w pobliżu Olesna. Podczas melioracji niepozornego potoku Prąd pomiędzy Diablim Młynkiem a Kucobami koparka wyrzucała wraz z mułem masę dorodnych węgorzy, a znajomy, pan Roman, chwalił się licznymi sukcesami w węgorzach, które łowił w Liswarcie. Moje pierwsze połowy w Liswarcie przy młynie w Starokrzepicach okazały się rewelacyjne, o każdą przynętę walczyły węgorze z miętusami. Podobnie było w dopływach tej rzeki, Łomniczance i Pankówce, w której trafiały się węgorze dwukilogramowe i większe, które rwały żyłki. W latach 70. Koło PZW z Olesna zarybiło węgorzami stawy w Szumiradzie i Żurawińcu, wiec spotykało się węgorze w Budkowiczance i Stobrawie. Jednak zdecydowanie najwięcej było w Libawie, do której wchodziły one z Jeziora Turawskiego. Mijały lata, bezlitosna i bezrozumna melioracja pozbawiła węgorze kryjówek, podzieliły los pstrągów. Te, które przeżyły, spłynęły do Odry, i dalej, do morza. Skończyły się coroczne intensywne zarybienia nie tylko Turawy, Nysy i Otmuchowa, lecz wszystkich jezior w Polsce. W miejsce upadłych państwowych Gospodarstw Rybackich powstały spółki, które nie zarybiają, lecz grabią to, co pozostało w wodach. Gdy w latach 80. i 90. w Turawie rybacy odławiali rocznie 3-4 tony węgorzy, to w roku 2002 złowili ich aż 6 kg!!!
       Tym bardziej dzisiaj z podziwem i zadumą pochylmy się nad każdym złowionym tajemniczym przybyszem z głębin Atlantyku.
      
       Andrzej Faliński (OGP 67-68 / lato 2004)
Drukuj stronę
     GÓRA