Oleska Gazeta Powiatowa. Miesięcznik społeczno-kulturalny. Wydawca: COCON Systemy Komputerowe.

OLESKA GAZETA POWIATOWA
Żołnierze w wieży kościelnej urządzili punkt obserwacyjny Z zapisków kronikarza Klasztoru Franciszkanów w Borkach Wielkich.
I wojna światowa oczami zakonnika. Część I. Rok 1914
      Proroctwo, że rok 1913 będzie rokiem wojny nie sprawdziło się. Cesarz Wilhelm II [Ziemia oleska znajdowała się wówczas w granicach Niemiec - red.] dzięki mądrej dyplomacji ustrzegł nas od okrucieństwa wojny. Na jak długo? Od lat mówi się, że musi dojść do wojny. Na dłuższą metę narody nie wytrzymają stałego zbrojenia się. Jeszcze w ubiegłym roku Lubliniec i Tarnowskie Góry otrzymały garnizony wojskowe. W innych miastach garnizony powiększono.
      Rok zaczyna się jednak spokojnie i nic nie wskazuje na zbliżającą się burzę. Również my w Borkach oddajemy się naszym zwykłym zajęciom. W kwietniu w naszym klasztorze następują zmiany personalne. Kontynuowaliśmy prace przy kościele [kościół konsekrowany był na rok przed wybuchem wojny - red.].
      28 czerwca stało się coś strasznego. W Sarajewie zostaje zabity wraz z małżonką austriacki następca tronu. Austria żąda od Serbii zadośćuczynienia. Serbia za podpowiedzią Rosji tego nie czyni. Wieczorem, 25 lipca Austria zrywa stosunki dyplomatyczne z Serbią. 28 lipca wypowiada jej wojnę. Jak zachowają się Niemcy ? Kilka tygodni wcześniej pewnego wieczoru przez Śląsk przetoczyła się straszna burza. Błyskawice co chwilę rozjaśniały niebo. Potężne grzmoty. - Podobnie musi się odbywać nowoczesna walka - myślał niejeden. Czy był to znak nieba ?
      Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że już od kwietnia Rosja zwiększała liczebność swoich wojsk na granicy z Niemcami. Cesarz żąda wycofania tych wojsk. Bezskutecznie.
      W piątek 31 lipca o godzinie 8 wieczorem do płotu sołtysa Jonka przybito obwieszczenie o stanie wojennym z surowymi zarządzeniami. Brat Albert powracający tego dnia z Lublińca informuje nas, że drogi obsadzone są wojskiem. Pociągi dla osób cywilnych nie kursują. Za to pociągi wojskowe kursują bez przerwy przez całą noc. Załoga wojskowa z Opola przerzucona została nad granicę. W sobotni ranek 8 żołnierzy z 63. pułku piechoty z Opola zgłasza się do klasztoru na zakwaterowanie. Po południu przyjeżdża jeszcze dwóch żołnierzy na rowerach. W wieży kościelnej urządzają punkt obserwacyjny [wysokość wieży kościoła Franciszkanów w Borkach Wielkich wynosi 66 metrów - red.]. Stąd obserwują rosyjską granicę [granica pomiędzy Niemcami a Rosją przebiegała na rzece Liswarcie ok. 3 km od Borek - red.] Na rekonesans wyjeżdżają dwaj rowerzyści.
      Tego samego dnia nadszedł rozkaz mobilizacyjny dla naszego brata Bertranda. Dzień następny, niedziela, to odpust Porcjunkuli. Smutne to święto. Na fragment ewangelii o zburzeniu Jerozolimy wierni w kościele płaczą na głos. O czwartej po południu nagle zostaje odwołany posterunek obserwacyjny. W Herbach Rosjanie przekroczyli granicę. Nocą z niedzieli na poniedziałek na granicy czuwali jedynie dwaj żołnierze oraz 10 mężczyzn z gminy. Tuż przed czwartą rano błyskawicznie rozeszła się wiadomość, że Kozacy są już w Kucobach. Telegrafowano stamtąd do naszej poczty. Na tę wieść w wiosce powstało wielkie zamieszanie. Wielu pakowało się i chciało uciekać. Wartościowe rzeczy z poczty przyniesiono do klasztoru. Na szczęście wiadomość była nieprawdziwa. Z powodu gęstej mgły usłyszane ludzkie krzyki wzięto za kozaków. W ciągu dnia otrzymaliśmy kolejną wiadomość - wojska niemieckie zajęły Częstochowę. W kolejne dni słyszeliśmy odgłosy wystrzałów armatnich. Naszego konia musieliśmy odstawić do Olesna, gdzie został zakupiony przez wojsko. W tym samym tygodniu nasz klasztor oddano do dyspozycji staroście oleskiemu z przeznaczeniem na cele szpitalne. Szpital jednak nie powstał ze względu na dużą odległość do miasta i złe drogi dojazdowe. Do klasztoru docierały informacje o kolejnych bitwach. Następne tygodnie minęły względnie spokojnie.
      25 września na zakwaterowanie do nas przybył na bardzo wychudzonych koniach szwadron ułanów z Saksonii. Ułani ci wcześniej walczyli we Francji i Prusach Wschodnich. W tym czasie przez dwa tygodnie koleją przewożono z Prus Wschodnich przez Górny Śląski do Polski transporty wojskowe. W dzień i noc turkotały koła pociągów.
      W październiku do piechoty gwardyjskiej powołano brata Alberta. Po przeszkoleniu wysłany został do Warszawy, a następnie w Karpaty. 5 listopada z muzyką do wioski wkroczyła piechota na zakwaterowanie. Mieliśmy zakwaterowanych oficerów wraz z ordynansami oraz dużą liczbę żołnierzy. Następnego dnia wojsko pomaszerowało w stronę Olesna. W godzinach przedpołudniowych usłyszeliśmy potężne detonacje. Żołnierze wysadzili wszystkie mosty dookoła Borek. Również przy młynie. To spowodowało wypływ wody ze stawu i zmarnowanie wszystkich ryb. Po południu na zakwaterowanie przybyła bateria artylerii z garnizonu grudziądzkiego. Druga bateria zatrzymała się w Kuźnicy Boreckiej. W klasztorze mieliśmy 6 oficerów z ordynansami i 10 koni. W tym czasie nasze wojska musiały się wycofać spod Warszawy i ustąpić przed przewagą Rosjan. Mężczyźni a nawet chłopcy 17-letni zostali powołani do wojska i przeniesieni na Zachód. By wojska Rosyjskie idąc w kierunku granicy napotykały przeszkody, wysadzono m. in. mosty. Nasze wojska udały się w kierunku Włocławka. Dla nas nastąpiły dni bardzo niespokojne. Granica była bez jakiejkolwiek obrony.
      Dopiero później dowiedzieliśmy się, że w okresie od 6 do 13 listopada znajdowaliśmy się w największym niebezpieczeństwie. 5 kilometrów za Bodzanowicami stacjonował pułk rosyjskiej kawalerii gotowy w każdej chwili uderzyć. Stamtąd widać było zresztą naszą wieżę. W niedzielę 13 listopada przez Borki przeciągnęły tłumy austriackiej i węgierskiej piechoty. Już 15 listopada nad Wartą rozgorzała walka. Przez dwa tygodnie słyszeliśmy huk armatnich wystrzałów. Odgłosy walk słyszeliśmy nawet przez zamknięte podwójne okna. Nie wiedzieliśmy też, czy Węgrzy zdołają powstrzymać Rosjan. Zdawaliśmy sobie sprawę, że gdyby Rosjanie wkroczyli do Borek, to ze wsi nie pozostało by wiele. Od Lublińca, poprzez Olesno aż do Kluczborka pełno było oddziałów węgierskich. Ich dowództwo znajdowało się w Oleśnie. Tam też była jednostka lotnicza. Po czasie oleski korpus wyruszył w kierunku Polski. 28 listopada Węgierski Czerwony Krzyż poprosił nas o urządzenie w klasztorze lazaretu. Ze względu na fatalne drogi do realizacji prośby nie doszło. Lazaret powstał w Bodzanowicach. 1 grudnia do klasztoru przyjęliśmy skład Czerwonego Krzyża. Piwnice zapełniono skrzyniami, a w zabudowaniach gospodarczych mieszkało 25 Węgrów. W klasztorze zakwaterowano majora. Wśród załogi był też profesor muzyki konserwatorium w Budapeszcie, który grą na skrzypcach oprawiał muzycznie nasze nabożeństwa w kościele. Kolumna Czerwonego Krzyża przybyła też do Brońca. W jej składzie byli dwaj lekarze oraz zakonnik franciszkański z Budapesztu. W Wigilię Bożego Narodzenia cały skład Czerwonego Krzyża musiał udać się do Radomskav
     . Wcześniej z wielką radością powitaliśmy brata Bertranda, który na skutek odniesionej rany powrócił do klasztoru.
      Niestety były też pierwsze ofiary wśród mieszkańców Borek. Poległo dwóch młodzieńców, Stróżyk oraz Wosch z Kuźnicy.
      Cdn.
      Tłumaczenie z języka niemieckiego: o. Metody Grzesiek OFM
      Opracowanie redakcyjne: Hubert Imiołczyk (OGP 52 / marzec 2003)

Drukuj stronę
     GÓRA