Olesno, Lasowice Wlk, Dobrodzień, Praszka, Gorzów Śląski, Radłów, Rudniki, Zębowice


Widziane ze Szwecji
     Grzegorz Mikusiński mieszkał w Tułach. W 1991 roku wyjechał do Szwecji. Co kilka miesięcy przyjeżdża jednak do kraju i podczas jednej z wizyt udało mi się namówić go na krótką rozmowę. Jest bardzo wdzięcznym rozmówcą. To, co mi opowiedział, można by rozłożyć na kilka artykułów, ale myślę, że nic straconego. Przy okazji postaram się wrócić do tej ciekawej osobowości. Tym razem spróbujmy się dowiedzieć, jak wygląda Polska z zagranicznej perspektywy zagranicy.
     OGP: Pierwszy raz wyjechał pan w 1988 roku. Jak do tego doszło?
     Grzegorz Mikusiński: Pracowałem w kombinacie "Bierdzany" jako zootechnik, ale to nie było to. Mieliśmy wtedy mieszkanie w pałacyku w Tułach. Wynająłem jeden mały pokoik naprzeciwko swojego mieszkania, kupiłem biurko, krzesło i uczyłem się. Czytałem wiele profesjonalnych książek, również w języku angielskim. Wtedy moja znajomość tego języka była znikoma; jedną stronę czytałem cztery godziny. W międzyczasie nawiązałem kontakty z wrocławską uczelnią. Skończyłem kursy ornitologiczne i paleontologiczne i zacząłem myśleć o wyjeździe za granicę na staż. Wysłałem sześć listów motywacyjnych do różnych ośrodków, w Szwecji i USA. Przyszło kilka odpowiedzi pozytywnych.
     OGP: Dlaczego wybrał pan Szwecję?
     G.M: Po prostu nie było mnie stać na bilet lotniczy do U.S.A.
     OGP: Nie miał pan żadnych problemów z wyjazdem?
     G.M: Za pierwszym razem komendant komisariatu w Kluczborku nie chciał mi wydać paszportu, twierdząc, że wszystkie zaproszenia, dokumenty, które przyniosłem mogłem sobie wydrukować na komputerze. Dopiero odwołanie do wyższej instancji pomogło. Tam już nie robili mi problemów.
     OGP: Myślał pan o tym, żeby zostać tam na stałe?
     G.M: Nie, chciałem zdobyć doświadczenie, napisać doktorat i zostać na wrocławskiej uczelni. Poza tym to było nierealne.
     OGP: A jednak los się uśmiechnął...
     G.M: Tak. Zaproponowano mi dokończenie doktoratu w Szwecji, jako że wrocławski ośrodek nie był w stanie opłacić kosztów mojego pobytu. Więc skorzystałem z tego.
     OGP: Z tego co wiem wyjechał pan z rodziną prawie od razu.
     G.M: Trzy dni po komunii mojej starszej córki. To był rok 1991.
     OGP: Więc to już 11 lat. Jakie zauważa pan zmiany w Polsce ?
     G.M: Jest dużo dobrych zmian. Polacy zaczynają inwestować w siebie. To, co było kiedyś budką zbitą z kawałków dykty, teraz jest pięknie wymalowanym, estetycznym budynkiem.
     OGP: Czy odwiedza pan Tuły?
     G.M: Byłem w tamtym roku i załamałem się. Pałac, park-wszystko jest w opłakanym stanie.
     OGP: Niech się pan nie martwi. Pałacyk znalazł się teraz w rękach prywatnych i na pewno będzie coraz lepiej. Jakie widzi pan zmiany w samych Polakach?
     G.M: Zaczęli szybciej jeździć. Poważnie. Jesteśmy zaniepokojeni z żoną kulturą kierowców polskich. Ostatnio ktoś nas wyprzedził przed wzniesieniem i jeszcze na dodatek z prawej strony. W Szwecji to jest nie do pomyślenia.
     OGP: A poza tym?
     G.M: Polacy są bardzo ambitni i dużo się uczą.
     OGP: Ostatnie bardzo ważne pytanie. Czy chciałby pan wrócić?
     G.M.; To bardzo trudne pytanie. Chyba raczej nie. W Szwecji mam wszystko to, co mi potrzeba do szczęśliwego życia. Często jeżdżę do Polski, utrzymuję kontakty z Polakami, więc od tej strony nie brakuje mi niczego. Poza tym mieszkam na wsi z moją rodziną otoczony ulubionymi ptakami.
     OGP: Jak to?
     G.M: Potrafię tak zaprojektować otoczenie wokół domu, by przylatywały właśnie te ptaki, a nie inne.
     OGP: To musi być piękne. Dziękuję za rozmowę.
     Rozmawiała Ola Jach. (OGP 42/czerwiec 2002)